reklama
kategoria: Kultura / Sztuka
3 lipiec 2023

O sobie, w kilku wyrazach

zdjęcie: O sobie, w kilku wyrazach / pixabay/5280767
W przestrzeni codziennej, między jedną a drugą czynnością, zazwyczaj nie zaprzątamy sobie głowy sprawami metajęzykowymi, a więc nie rozmyślamy o języku, z którego korzystamy, a wszystko, co wokół, bierzemy za pewnik. Bo przecież: rano wstanę z łóżka, potem zaliczę łazienkę i prysznic, bez znaczenia; nie mam potrzeby zastanawiania się, dlaczego prysznic jest prysznicem i dlaczego, kiedy mydło się kończy, biegnę do mamy, by przekazać „Kup w supermarkecie mydło”. Bo przecież - to wszystko jest ekstremalnie oczywiste. Do czasu.
REKLAMA
W polskich szkołach naucza się języka angielskiego - fajnie, angielski opanował „cały” świat i wgryza się swoimi kalkami i anglicyzmami w struktury obcych języków. Ale, wierzcie mi, mowa Anglików i Amerykanów nie zawsze jest w stanie uratować nam skórę, bo to, co dla nas wydaje się oczywiste, niekoniecznie musi takim być w każdym zakątku globu. Zdarzają się bowiem sytuacje, w których musicie zabawić się w niemowę, a swój potencjał ograniczyć do poziomu piwnicy.

Ponad ludzką mową jest miejsce jedynie dla Boga, a wszystko, co mową nie jest, powinno paść przed językami na twarz. Ktoś mógłby się teraz wychylić i powiedzieć: „Nie, najważniejsza jest miłość!”; na co ja odpowiadam jasno: „Świetnie, cwaniaku, a w jaki sposób chcesz ją okazywać?”. Jest tryliard sposobów, żeby drugiego człowieka ująć za serce, a tylko jeden jest skuteczny - słowo.

Przebywając za granicą, wśród nieznanych mi przyzwyczajeń, nawyków i zapatrywań na świat, jestem jak bezbronny zwierzak. Nikomu nie spowiem się z felernych przemyśleń i nie poderwę nikogo nowego na sarkastyczną odzywkę, bo jedyne, co jestem w stanie zrobić, to sylabizowanie wyrazów, których suma znaczeń stanowić będzie o tym, czy mój komunikat językowy jest wystarczający czy też nie. Osoby, które na co dzień spotykam, mają prawo pomyśleć, że jestem szurnięta, gdyż wypowiadam się kulejąco; zabijam ortografię, gramatykę, estetykę wypowiedzi języka niemieckiego, który mógłby potencjalnie, a tak nie jest, odsłonić nowo poznanym mnie prawdziwą, piszącą, znającą książki. Bez szansy na wyrażanie siebie po polsku jestem jak wydmuszka, jak Schale ohne Ei.

Języki są kluczem do poznawania świata; jeśli więc zamykamy się na dwa czy też trzy języki, świadomie skazujemy się na ograniczenia, które później trudno będzie przeskoczyć. Dzięki aplikacjom-tłumaczom możemy liczyć na sprawne wsparcie podczas zamawiania czegoś w restauracji; za ich sprawą możemy zrzucić z barków lęk przed całkowitym utonięciem na obczyźnie, ALE tyczy się to tylko spraw przyziemnych, fundamentalnych, a zdaje się, że dążenia człowieka powinny być bardziej ambitne niż sprowadzanie własnych potrzeb jedynie do podstaw piramidy Maslowa.

Zresztą język to nie tylko gadanie. To także radio, muzyka, reklamy, telewizja - mowa to anturaż dla calusieńkiej rzeczywistości. Język to plotkowanie, podsłuchiwanie, zaspakajanie duchowego głodu. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych cech pozwalających wyróżnić człowieka na tle pozostałych zwierząt jest korzystanie przez niego z systemu znaków potrafiących nazwać niemal wszystko (nie myślę teraz o tych szczelinach i półcieniach, jakie pragnie definiować literatura). Jeśli chcecie akceptacji, musicie znaleźć jakieś rozwiązanie, a najlepiej jest „przylepić się” do kogoś gadaniem właśnie. Nie bez powodu posługujemy się slangiem, żargonem, dialektami i gwarą, bo to za ich pośrednictwem możemy zrzeszyć się z daną społecznością.

Wypadając poza język, stajemy się wyrzutkami - niewykształconymi astronautami, co trafili na nieodpowiednią orbitę.

Autorka: Zuzanna Menard
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Bystrzyca Kłodzka
0.2°C
wschód słońca: 07:42
zachód słońca: 15:52
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Bystrzycy